Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca
488
BLOG

Palikot: Tusk chwalił mnie za "małpki"

Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca Polityka Obserwuj notkę 5

Ja, Palikot – książka Cezarego Michalskiego udziela wielu odpowiedzi na pytania o rolę Palikota w PO. Większość odpowiedzi jest znana, ale Palikot swoimi wypowiedziami dodatkowo je potwierdza. Oprócz odpowiedzi książka stawia też kolejne pytania…

 

Teza nr 2. Palikot był inspirowany przez władze PO do ataków na prezydenta.

 

Palikot mówi, m.in.:

 

„W 2007 r. czekałem na wynik wyborów, a po wygranej wiedziałem, że moim celem jest osłanianie Tuska, że jako premier musi mieć wolne ręce do rządzenia. Awanturę z PiS wziąłem na siebie. Jako polityk nie miałem żadnych skrupułów.”

 

„Już lepiej, żeby dziennikarze ciskali gromy na mnie niż na Rostowskiego. Rostowski niech ma komfort pracy w tym czasie, kiedy ja ściągam na siebie ogień artyleryjski.”

 

„Świadomie wybieram takie momenty, aby kłopot swojej partii wziąć na klatę”.

 

Chwilę później zaprzecza, że był inspirowany:

 

„Na wszystkie świętości przysięgam, że mi nigdy nikt moich akcji, obojętnie, wibratora, świńskiego ryja, „małpek”…nie zlecał. Nikt mi nigdy nie mówił, żebym się kimś zajął. Teraz mi Schetyna mówi: „ty się już lepiej zajmij Kaczyńskim, a nie zajmuj się mną”.

 

Nie wiem na ile przysięgę Palikota można brać poważnie i wierzyć w jego świętości czyli pieniądze i władzę, ale chwilę później potwierdza, że przynajmniej jedna antyprezydencka akcja się Tuskowi bardzo podobała…

 

Cezary Michalski o happeningach Palikota: Tusk nigdy Pana nie pochwalił?

Janusz Palikot: Chyba tylko raz mówił o mnie ciepło, po „małpkach”. Ale też w takim mniej więcej stylu: małpki były hitem (…)

 

Zatrzymajmy się przy tym zdaniu. Tym, którzy nie pamiętają na czym polegała akcja „małpki” przypomnę, że była realizacją jednej z części szerszego planu kompromitowania prezydenta, polegającego na przypisywaniu mu alkoholizmu, zainspirowana sterowanymi informacjami medialnymi o zakupach przez Kancelarię Prezydenta sporej ilości niewielkich buteleczek alkoholu zwanych „małpkami”. Palikot urządził w Lublinie, przed swoim domem na Archidiakońskiej szyderczy happening, na który przyniósł kosz pełen „małpek” a następnie jedną z nich wypił prosto z tzw. gwinta tuż przed kamerą telewizyjną. Zachęcał przy tym grupkę zgromadzonych gapiów do częstowania się alkoholem. Jeden z przechodniów, uległ Palikotowi i wychylił z gwinta kolejną „małpkę”. Poseł do polskiego parlamentu, członek rządzącej partii publicznie i ostentacyjnie złamał prawo zakazujące spożywania alkoholu w miejscu publicznym oraz namawiał przechodniów do popełnienia takiego samego wykroczenia. Podobno Palikot za ten czyn został ukarany przez straż miejską mandatem w wysokości 100 zł, a oprócz niego, taki sam mandat otrzymał drugi jegomość, który „małpkę” do kamery wychylił. Ponieważ jegomość ów, mówiąc eufemistycznie do społecznej elity raczej nie należał, Janusz Palikot zapłacił mandat za niego, czym po raz drugi złamał prawo, zakazujące płacenia nie swoich mandatów. Z tego co wiem, toczyło się w tej sprawie jakieś postępowanie administracyjne, ale nie wiem czy i jak się skończyło. Oto po takim zachowaniu swojego posła premier Donald Tusk, szef polskiego rządu mający strzec porządku prawnego państwa i świecić przykładem chwali tegoż posła słowami – „małpki były hitem”. Wydarzenie to, które przedstawił w książce Palikot jest skandalicznym przejawem arogancji władzy i braku szacunku dla państwa, którym kierują a także społeczeństwa, które im to kierowanie powierzyło.

 

W dalszej części książki Janusz Palikot ujawnia mechanizm uwiarygodniania swoich ataków na opozycję, który polega na kontrolowanej krytyce poczynań rządu i PO, mających negatywny odbiór społeczny. Wypowiedź ta rzuca nowe światło na jego „konflikt” ze Schetyną, który również może być tylko pozorowanym, uzgodnionym między stronami elementem politycznego PR.

 

Palikot relacjonuje rozmowę z Tuskiem: „Donald, mi po prostu do głowy nie przyszło, że ty w ogóle, że ty możesz mieć do mnie pretensje o to, że ja w słusznej sprawie publicznie czegoś od ciebie żądam. Przecież jak używam pistoletu, żeby strzelać do PiSu, to musi być pistolet prawdziwy, i ja muszę być prawdziwy, więc czasem ciebie strzelę w ucho czy w nogę, albo do kogoś z naszych, kiedy my naprawdę się z czymś wysypiemy i każdy to widzi. Ale tylko dlatego potem moje strzały do Kaczorów są autentyczne, inaczej to by było zupełnie niewiarygodne.”

 

Po dalszej części książki, w innym rozdziale zdradza:

 

„To był wielki wysiłek, przez lata pracowaliśmy nad tym, by wariatom politycznym wyrwać skrzydełka i nóżki, aby skompromitować ich w oczach ich elektoratu. Ale to się udało, pomysły partii są ośmieszone, liderzy wypaleni. Jeśli ktoś nie rozumie, ile pracy wykonaliśmy, aby to osiągnąć, to nic z polityki nie rozumie. Media nas krytykowały za ciągły spór z prezydentem, za wojnę o krzesła, ale my wiedzieliśmy, że trzeba atakować non stop, dopóki prezydent nie zostanie zepchnięty do kąta, skąd już szkodzić nie może.”

 

I właśnie to podkreślone słowo „my” stoi w sprzeczności z wyżej podanym cytatem, gdzie Palikot przysięga, że do ataków na prezydenta nie był inspirowany. Być może nikt mu nie wybierał rekwizytów, ale wygląda na to, że dostawał zlecenie typu: Janusz, zrób coś.

 

„Przez okładanie Kaczyńskich dowiodłem, że jestem lojalny wobec mojej formacji, wchodzę w każdą grę po jedynie słusznej stronie, mam niespożytą energię, które chcę mojej partii, mojemu środowisku lojalnie oddać. Ale jeśli mi się przez kilka lat nie uda wywalczyć pozycji umożliwiającej realny wpływ na jakość polskiej polityki i polskiego państwa, to naprawdę wrócę do budowania instytucji biznesowych i społecznych, choćby na skalę Biłgoraja.”

 

Powyższy cytat jest jednocześnie dobrą i złą informacją. Dobrą, bo daje nadzieję, że Palikot w ciągu kilku lat zniknie z polskiej sceny politycznej, a złą, ze może być to dopiero za kilka lat i obarczone jest dużym ryzykiem niezrealizowania się tej opcji.

 

Na koniec tego wpisu przytoczę relację Palikota z wydarzeń sprzed kilku lat, kiedy to Tusk podobno chciał usunąć go z Platformy za występy z wibratorem.

 

„Komorowski powiedział: ja wiem, że uważacie działania Janusza za kontrowersyjne, ale jak go usuniecie z partii, ja też odchodzę. Znam go wiele lat i daję słowo honoru, że jestem w stanie nad nim zapanować, żeby nie było więcej takich wydarzeń. Jestem pewien, ręczę własnym słowem, że on jest lojalny wobec Platformy, możecie mnie osobiście uczynić odpowiedzialnym politycznie za niego.”

 

Ta wypowiedź, dzisiejszego niestety prezydenta mojego kraju, daje pełne prawo przypisywania mu odpowiedzialności za wszelkie ekscesy i wypowiedzi jego prywatnego siepacza.

 

Dalszy przebieg „pierwszego wyrzucania Palikota z PO”:

 

„W końcu wstałem i wyszedłem, mimo, że nikt mi nie kazał wyjść. I słyszę, że ktoś za mną wybiega. To był Graś, podchodzi do mnie i mówi – zaraz, czekaj, jeszcze zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie. I jeszcze mnie pyta z taką lekką ironią – co idziesz do dziennikarzy, żeby im o tym powiedzieć? A ja mówię – o tym, co się teraz stało, nie będę mówił, opowiem im wszystko”.

 

Co to znaczy „wszystko”? To chyba ważne słowo w Platformie, gdyż po tym jak Graś powtórzył groźbę Tuskowi, sprawa wyrzucenia Palikota z PO stała się nieaktualna. Co Palikot ma na Tuska?

Czy ta książka, w której Palikot mówi wiele niewygodnej prawdy o Platformie Obywatelskiej jest formą ostrzeżenia Tuska, że może napisać więcej lub wszystko, jeśli on usunie go z partii?

Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka